Wtorek
2025-12-16
7:24 AM
Formularz logowania
Wyszukiwanie
Kalendarz
«  Listopad 2014  »
Pn Wt Śr Czw Pt Sob Nie
     12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
Archiwum wpisów
Mini-czat
Przyjaciele witryny
  • Załóż darmową stronę
  • Internetowy pulpit
  • Darmowe gry online
  • Szkolenia wideo
  • Wszystkie znaczniki HTML
  • Zestawy przeglądarek
  • Statystyki

    Ogółem online: 1
    Gości: 1
    Użytkowników: 0

    Ciekawa Ferajna

    Blog

    Główna » 2014 » Listopad » 29 » Wieczny wędrowiec - część osiemnasta
    1:11 AM
    Wieczny wędrowiec - część osiemnasta

    WITAM
     

    Nawet się nie domyślacie z jaką przyjemnością pisze mi się te wspomnienia o Grażynce - nadal po latach przeżywając te wydarzenia tak mocno, jakby stały się przed chwilą.
    Na dzień przed jej przyjazdem nie mogłem znaleźć sobie miejsca, nie mogłem spać, nie mogłem jeść...nic nie mogłem i rozmyślałem jedynie, czy spodoba się jej Włocławek, moja rodzina...etc.

    Poleciałem na dworzec PKP, na godzinę przed planowanym przyjazdem, czas mi się dłużył i miałem wrażenie, że się zatrzymał, aż wreszcie jest...stoi na peronie, troszkę niepewnie się rozglądając, w ślicznej błękitnej sukience w groszki.
    Pocałowałem ją w dłoń na przywitanie i złapałem podręczny bagaż, aby nie dźwigała.
    No i na wejście czekała ją niespodzianka, gdyż opłaciłem na cztery godziny dorożkarza z piękną odkrytą karetą, niczym cadillak - taxi wydawało mi się takie banalne i wybrałem bardziej romantyczny środek transportu.
    I utrafiłem, gdyż była oczarowana, gdy powoli sobie jechaliśmy uliczkami, aż do domu babci, który stał niemal tuż na Wisłą.
    Wspomniała nawet, że jej tata, gdy mieszkali jeszcze w Ciechocinku, też zabierał jej mamę na takie letnie przejażdżki. (no to sobie w duszy jeden plusik zalajkowałem)
    Nie widziałem nic dookoła, tylko jej uśmiechnięte oczy i błękitną sukienkę, i w pewnym momencie zauważyła, iż ktoś mnie woła.
    Był to kumpel Stasia, więc tylko machnąłem ręką w geście przywitania...aż dotarliśmy do domu i babcia czekała z pysznym obiadem,  no i ciasto drożdżowe z jabłkami, stygło na blacie kuchni.
    Dziewczyny od razu przypadły sobie do gustu, gdyż rozprawiały o potrawach, ciastach...itp. a nawet później babcia pokazała Grażynce parę swoich własnoręcznie uszytych sukienek.
    I zdziwienie mnie dopadło, bo Grażynka była, że tak powiem, profesjonalistką w tej branży, co zaraz udowodniła wyciągając z torby uszytą własnoręcznie dla mnie koszulę. Też błękitna, ale bez groszków - mam ją do dzisiaj i włożyłem ją później na ceremonię ślubną.

    Na drugi dzień polecieliśmy nad Wisłę i siedzieliśmy sobie na ławeczce pod drzewami, przyglądając się płynącej leniwie rzece.

     

     

    W identycznej scenerii i miejscu, jak na namalowanej później przeze mnie pasteli Bulwary - było cudownie...i w pewnym momencie odważyłem się wreszcie i dotknąłem dyskretnie jej dłoni. Serce mi waliło, gdyż nie wiedziałem, jak zareaguje.
    No i zrobiła, ten już słynny swój gest, na który zawsze potem łapały mnie dreszcze - ściągnęła okulary i mrużąc oczy pocałowała w usta.
    Cały świat mi zawirował.
    Zabrałem ją jeszcze tego dnia na Tamę, gdzie pracowałem i wyczekałem, aż wpłynie pierwszy statek na śluzę, by się zabrać i dopłynąć choćby kilometr do mostu i przystani...
    Kapitan oświadczył, że w zasadzie w Włocławku nie cumuje i płynie od razu prosto na Toruń, ale znał mojego staruszka i poza tym ja tyle razy wpuszczałem go bez kolejki na śluzę, kiedy miałem dyżur, że był mi winien tę drobną przysługę.
    Grażynka była w siódmym niebie, gdy z honorami kapitan zasalutował i wprowadził ją na pokład.
    To było ukoronowanie dnia, dnia którego nie zapomnę nigdy...

    cdn.

    OSKAR

    Wyświetleń: 503 | Dodał: Oskar | Tagi: kapitan, śluzę, bulwary, dorożkarza | Rating: 0.0/0
    Liczba wszystkich komentarzy: 0
    avatar